Polsce na stwardnienie rozsiane choruje ok 50.000 osób. Wg Agencji Oceny Technologii Medycznych ok 15% z nich, czyli ok 7 500 osób może być kandydatami do leczenia interferonem. (W rzeczywistości choruje dużo więcej bo ok 70-80 tys osób ale te dane wzięłam z raportu ATOM). Koszt leczenia 1 pacjenta przez 1 rok to ok 36.000 zł. A to oznacza, że rocznie z budżetu państwa tylko na leczenie interferonem może być wydawanych ok 270.000.000 zł (270 milionów!). To całkiem sporo suma napychająca kieszenie koncernów farmaceutycznych. Dlaczego więc mieli by tak łatwo z niej zrezygnować?
Co więc może zrobić chory na stwardnienie? Przestać ślepo wierzyć lekarzom i faszerować się toną lekarstw oraz szukać alternatywnych metod leczenia.
Jedną z nich jest terapia komórkami macierzystymi. Terapia mająca na celu nie tylko zlikwidowanie objawów MS ale również cofnięcie zmian, które już wystąpiły. Niemożliwe? Kolejna teoria i terapia sprawdzona przez mnie na własnej skórze. Oczywiście w Polsce można zapomnieć o leczeniu za pomocą komórek macierzysych. Zresztą nie tylko w Polsce ale również w Europie. Co ciekawe próby wykorzystania komórek macierzystych podejmuje największe zagłebie koncernów farmaceutycznych, czyli Stany Zjednoczone. Jednak w tym przypadku wydaje się, że celem jest wyrządzenie więcej szkód niż przysporzenia realnych korzyści. Terapie w USA polegają na poddaniu pacjenta chorego na MS wyniszczającej chemioterapii w celu całkowitego zniszczenia układu immunologicznego a następnie na podawaniu komórek macierzystych. Nic więc dziwnego, że nikt jeszcze nie nagłośnił dobroczynnego wpływu leczenia komórkami, skoro najpierw doprowadza się organizm prawie do zagłady a następnie oczekuje cudu! Tak wiec koncerny w kontrolowany sposób dopuszczają badania nad komórkami wiedząc, że efektów nie będzie. Jeśli więc medycyna w tzw. cywilizowanych krajach jest pod kontrolą Farmacji to trzeba udać się w miejsca, gdzie macki jej nie sięgają. Jednym z takich krajów jest a przynajmniej do niedawna była Kostaryka. Ktoś powie "toż to kraj trzeciego świata, tam się leczyć to czyste wariactwo!". Wielu zdziwiłoby się widząc poziom opieki medycznej w tym kraju. Nowoczesny budynek szpitala, wysoko wykwalifikowany personel, wyspecjalizowany sprzęt, do tego wszyscy mili, uprzejmi i uśmiechnięci. Nasza polska służba zdrowia to jak wioska w środku afrykańskiej dżungli. W moim przypadku terapia komórkami macierzystymi trwała 6 tygodni i przebiegała dwutorowo. Najpierw pobrano tkankę tłuszczową i przez kilkanaście dni namnażano komórki aby póżniej podać je dożylnie. W tym samym czasie komórki z krwi pępowinowej (z banku krwi) wstrzykiwano do rdzenia kręgowego. Muszę uczciwie przyznać, że zabiegi nie należą do super przyjemnych ale nie są tak bolesne. Do szpitala jeździłam z grupą innych chorych. Każdy z nich był w innym wieku i w innej kondycji, niektórzy tak jak jak byli po raz pierwszy na leczeniu komórkami inni drugi lub trzeci raz. Poznałam 50-latkę, która po pierwszej kuracji odzyskała słuch i wzrok, 45-latka, który zaczynał wstawać z wózka inwalidzkiego, spotkałam również 25-letnią dziewczynę całkowicie sparaliżowaną od szyi w dół, unieruchomioną na wózku z powodu przerwania rdzenia kręgowego (na skutek wypadku samochodowego). Niesamowicie było patrzeć jak zaczyna ruszać rękoma. Sporo było również małych dzieci chorujących na autyzm i porażenie mózgowe. Oczywiście terapia komórkami macierzystymi nie wszystkim pomaga i nie w każdym przypadku. Lekarze dają ok 60 - 70% szans na pozytywną reakcję organizmu. Stwardnienie rozsiane może przybrać formę tzw. rzutową (od jednego do kilku rzutów w roku, trwających w zależności od pacjenta od kilku do kilkunastu tygodni) i taką ma na ogół na początku choroby (ok 85% wszystkich pacjentów). Objawy pojawiające się w trakcie rzutów mogą całkowicie się wycofać lub częściowo pozostać. W późniejszym okresie przemienia się w postać postępującą (stale pogarsza się stan pacjenta, objawy nie znikają). W moim przypadku w momencie leczenia komórkami stwardnienie miało charakter rzutowy, byłam już po ok 6-7 rzutach (od 2003r) i choroba zaczynała niestety przybierać postać postępującą, w okresie remisji objawy nie ustępowały. Terapia komórkowa nie zadziałała w 100% ale pewne objawy, takie jak niedoczulica całego ciała, drętwienie i mrowienie w stopach, ustąpiło. Może dla niektórych to nic nieznacząca poprawa ale dla mnie poczuć w końcu skarpetki na stopach to bardzo dużo . Każde takie doświadczenie czegoś mnie uczy i wnosi coś nowego do wiedzy o stwardnieniu rozsianym. Teraz wiem, że aby terapia komórkami macierzystymi odniosła zamierzone efekty najpierw należy usunąć przyczyny stwardnienia a dopiero później zająć się usuwaniem objawów i poczynionych przez chorobę zniszczeń.
I tutaj również jest nadzieja i wielki przełom w leczeniu a przede wszystkim w sposobie myślenia i podejścia do stwardnienia rozsianego.
Odkryta przez dr Franz von Shelinga a nagłośniona przez dr Paulo Zamboniego teoria przedstawia przyczyny powstawania MS z zupełnie innej strony. Od wielu lat neurolodzy uważali, że stwardnienie jest chorobą autoimmunologiczną natomiast wg najnowszych odkryć przyczyna MS tkwi w deformacji żył, tzw. zwana CCSVI, czyli przewlekła mózgowo-rdzeniowa niewydolność żylna. Poprzez deformacje i zwężenia żył występujace u osób chorych na MS zaburzony jest prawidłowy odpływ krwi z mózgu. Nie bedę tutaj wchodzić w kwestie techniczne. Najważniejszy jest fakt, że osoby cierpiące na stwardnienie mają zwężone żyły oraz że poprzez rozszerzenie żył i ułatwienie odpływu krwi można usunąć przyczynę MS! To wielkie odkrycie. Jako, że nie należę do osób łatwowiernych i nauczona "przygodą" z interferonem po zebraniu informacji na temat CCSVI wykonałam Rezonans Magnetyczny Żył (MRV) w celu sprawdzenia słuszności tej teorii. Okazało się, że obie żyły szyjne mam zwężone. Jedną w 60 a drugą w 70%. Aby jednak zdjęcia żył były jednoznaczne i czytelne należy wykonać je Rezonansem o mocy Tesli 3.0. Niestety w Polsce są tylko 2 takie urządzenia. Problem nie polega jednak tylko na braku urządzeń ale przede wszystkim potrzebne jest specjalne i bardzo szczegółowe przygotowanie technika do wykonania takiego badania. Jeden z ośrodków sprawdzony przez mnie nie spełnia tych wymagań. Zdjęcia wyszły zamazane i nie dość dokładne. Jak narazie jedynym znanym mi i sprawdzonym ośrodkiem, gdzie można wykonać takie badanie jest Szpital we Frankfurcie. Zmierzam jednak do tego, iż potwierdziłam na sobie słusznośc teorii o CCSVI u osób chorych na MS i w niedalekiej przyszłości mam zamiar poddać się zabiegowi likwidującemu deformację żył.
Skoro więc wreszcie znana jest przyczyna tej strasznej choroby i jednocześnie wiadomo w jaki sposób tę przyczynę usunąć, to czemu nic się w tej kwestii nie dzieje? Przecież zabieg udrożnienia żył to nie operacja na otwartym sercu! Jest stosunkowo prosty i jak potwierdzi wielu pacjentów przynosi niesamowite efekty. Dlaczego więc na świecie istnieje tylko kilka ośrodków przeprowadzających ten zabieg? Dlaczego ten wielki przełom w leczeniu MS pozostaje w ukryciu? Jak mawia mój tata "Jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze". I tak niestety jest. Firmy farmaceutyczne stracą miliardy jeśli przyznają, że przyczyną MS jest CCSVI. Kto rozsądny będzie sięgał po interferony, sterydy czy inne wynalazki skoro za o wiele mniejsze pieniądze, bez skutków ubocznych i z 80-90% gwarancją sukcesu można by usunąć przyczynę i w końcu zacząć funkcjonować normalnie? A co z neurologami od lat zajmującymi się stwardnieniem i za prowizję od koncernów przepisującymi tonę leków? Nic dziwnego, że ich opór jest tak wielki. Na świecie na stwardnienie rozsiane choruje ok 2,5 milina osób! Co gdyby okazało się, że można usunąć przyczynę powstawania choroby i tym samym zlikwidować większość objawów a koszty przeprowadzenia takiej operacji są kilkakrotnie mniejsze niż 1 rok życia pacjenta z MS? Czy politycy, lekarze, dziennikarze, rzecznicy praw i cała rzesza "mądrych głów" w końcu postanowią pomóc nam, chorym? Czy możemy wreszcie zacząć żyć bez bólu i perspektywy wózka inwalidzkiego ciesząc się młodością i zdrowiem? To nadzieja i marzenie każdego z nas, nie tylko chorych ale i osób nam bliskich, rodziny i przyjaciół, którzy również odczuwają skutki tej choroby. Oby to marzenie nie pozostało tylko w sferze marzeń.
Pozdrawiam wszystkich chorych
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz